Magiczna wyprawa Szymka Starsona, cz2

Następnego dnia, gdy słońce zajrzało do pokoju chłopca, Szymon przypomniał sobie, że to dziś czekają go zakupy z mamą. Malec nie miał na to najmniejszej ochoty. Mama zawsze kupuje mu jakieś brzydkie ubrania, mówiąc, że są niesamowicie praktyczne.

Potem inne dzieciaki w przedszkolu zawsze śmieją się. Ostatnio dostał nawet strasznie niemodne buty, przypominające walonki. „To na deszczowe dni, żeby było ci ciepło w nogi”. Gdy tylko Szymon spostrzegł, że nikt go nie obserwuje, czym prędzej wyrzucił je do kominka, gdzie akurat płonął ogień. Innym razem zaś dostał wstrętny sweter z jakimś dziwacznym kołnierzem pod szyją. Szymon czuł się jak uwięziony niczym w zbroi. Kiedy wyszedł w nim do przedszkola, Piotruś (ten, który zabrał mu zabawki) zauważywszy Szymona w przedziwnym swetrze zawołał do wszystkich kolegów „Patrzcie, jaki Szymon ma głupi sweter! Wygląda jak mój kot po operacji! Cha! Cha! Cha!”

Niechęć Szymona do zakupów była uzasadniona. Postanowił zatem zrobić wszystko, by nie wychodzić nawet z domu, ponieważ wyjście z domu oznacza kolejny niemodny sweter lub inną część garderoby. Najpierw pokłócił się z mamą. Potem zaczął chować się w każdym zakamarku.

Gdyby mógł, schowałby się do mysiej dziury! Kiedy mama go znalazła pod łóżkiem i zdołała uporać się z ubieraniem naszego bohatera, ruszyli w drogę. Szymek szedł naburmuszony próbując wyswobodzić się z maminego uścisku. Dotarli do skrzyżowania, gdzie musieli poczekać na zielone światło dla pieszych przechodzących przez drogę. Wtedy Szymek wykorzystał sytuację i wbiegł na jezdnię, gdzie pędzące samochody próbowały zahamować z piskiem opon. Dwa nawet prawie zderzyły się, żeby tylko nie potrącić małego, zwariowanego chłopca, który choć nie powinien, wbiegł na drogę.

Wszyscy piesi i inne przypadkowe osoby stały na chodniku w wielkim osłupieniu wybałuszając oczy.
„A przecież mama tyle tłumaczyła, że trzeba czekać na zielone światło. Tylko wtedy można wejść na drogę! Ależ byłem nieostrożny” – myślał przestraszony Szymek stojąc na środku drogi. Gdy zamieszanie na jezdni zakończyło się, do chłopca podbiegła zdenerwowana mama. I udało mu się. Nie tylko nie poszedł na zakupy, ale i przestraszył wszystkich ludzi dookoła, a najbardziej własną mamę.

– Przepraszam mamo – powiedział zapłakany. – Nie chciałem, żeby tak wyszło.
Szymkowi zrobiło się przykro widząc, że jego mama po powrocie do domu wciąż jest smutna. Nie pomagały już żadne przeprosiny, więc nasz mały bohater stwierdził, że najlepiej będzie schować się gdzieś, gdzie nikt go nie znajdzie i gdzie będzie mógł swobodnie się wypłakać. Ostatecznie Szymon miał już 5 lat, zatem uważał, że będąc chłopcem w tym wieku, nie wypada płakać przy mamie.

Szymon do końca dnia nie odzyskał już wesołego humoru. Zawsze, gdy był przygnębiony, chował się na strychu swojego wielkiego, starego domu. Choć prawie wszystkie dzieci boją się takich miejsc, jak strych lub piwnica, to Szymek wiedział doskonale, że nie czają się tam ani żadne potwory, ani złe duchy. Oczywiście, jest tam ciemno i dość ponuro, ale z całą stanowczością nie ma się czego bać.

Szymek nigdy nie uważał, że strych jego domu wyróżnia się czymś szczególnym, choć tak naprawdę, nigdy nie widział innego strychu. Było to duże pomieszczenie, z jedną tylko żarówką, która dawała niewiele światła. Pośród cieni majaczyły niewyraźnie prześcieradła skrywające zużyte meble. Podłogę i spadzisty sufit pokrywały drewniane deski, niektóre już zupełnie spróchniałe. Cisza ogarniająca cały strych sprawiała, że prawie można było usłyszeć korniki dłubiące w starym drewnie. W każdym kącie czaiła się złowieszczo niejedna pajęczyna, gdzie zamieszkują niewidoczne pająki.

Czy Szymek boi się pająków? Ależ oczywiście, że nie! Tata mu wytłumaczył, że pająki to tylko takie małe stworzenia, które nawet są pożyteczne, bo zjadają uparte komary i muchy (dlatego pająki zamieszkujące brudny pokój Szymka mają się znakomicie!). Poza tym, pająk bardziej boi się człowieka, bo sam jest mały jak paznokieć. Widząc człowieka, szybko chowa się do najbliższej dziury ze strachu.

Strych służył państwu Starson za miejsce, gdzie można zanieść wszystkie rzeczy, które są już niepotrzebne. Znajduje się tam niezliczona ilość nadgryzionych przez mole ubrań, niepotrzebne zabawki chłopca i stare książki mamy i taty. Pośród tych wszystkich gratów, znajdziemy nawet sztuczną choinkę sprzed 5 lat! Zakurzone drzewko stoi od zawsze w miejscu najciemniejszym, a jej ?niechoinkowy? kształt powyginanych gałązek sprawiał, że trudno było domyślić się co to właściwie jest. Nie dosięga tam już światło padające z marnej żarówki.

Te ukryte w kątach miejsca napawały Szymka niejakim strachem, jednak chłopca nurtowało od dawna, co też może kryć się w tych tajemniczych zakamarkach. Szymon, jak każde dziecko, uwielbiał odkrywać tajemnice i wszystko, co było mu dotąd nieznane. Tego dnia nasz mały bohater postanowił zatem zajrzeć wszędzie tam, gdzie jeszcze nie dotarł. Po pewnym czasie zostało właściwie już tylko jedno takie miejsce, gdzie skrywała się skrzętnie tajemnicza skrzynia.

Był to mebel, którzy dorośli być może pamiętają jako jeden z tych, jakie można spotkać jeszcze w domu niektórych babć. Wielkie drewniane kufry miały służyć jako skrytka dla rozmaitych rzeczy. Niektóre dziewczęta w dawnych czasach chowały tam swoje strojne suknie, inne pościel, a jeszcze inne wrzucały tam swoje skarby. Wieko tej skrzyni, która wtedy ukazała się oczom chłopca, pokryte było rozmaitymi napisami w nieznanym chłopcu języku, a także pięknymi obrazkami, jak z jakiejś odległej krainy.
Ale co to? Szymek zauważył na bocznej krawędzi kufra dziwne stworzenia.

Nigdy nie widział takich ani w bajkach, ani w kreskówkach w telewizji. A wierzcie mi, Szymek znał się wyjątkowo dobrze na wszystkich kreskówkach. Spędzanie czasu przed telewizorem to jedno z jego ulubionych zajęć. Dziwaczne ludki na brzegu skrzyni wydawały się tańczyć radośnie dookoła kufra. Właściwie wyglądały bardzo podobnie do ludzi, ale coś w ich wyglądzie niepokoiło Szymka. Otóż mieli one nogi jak u zająca i uszy jak u królika! Chłopiec przetarł oczy, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Może to zmęczony wzrok płata mu figle?

A jednak to prawda. Nagle, jedna z baśniowych postaci poruszyła się nieznacznie. Czy ten ludzik nie miał przypadkiem ręki w górze? A teraz jego dłoń zwisa swobodnie wzdłuż tułowia.

– Chyba jednak za dużo oglądam tych kreskówek – mruczy pod nosem Szymek. – Tata miał rację.
Szymon usiadł na przykrytym starym prześcieradłem fotelu. Zaczął zastanawiać się co będzie na kolację ponieważ właśnie głośno zaburczało mu w brzuchu. Wtedy potworny huk dochodzący ze skrzyni poderwał chłopca na równe nogi.

Oczy Szymka stały się wielkie jak piłeczki do ping ponga, po czym nasz bohater z przerażeniem czym prędzej opuścił strych potykając się na schodach

 

Ciąg dalszy nastąpi..

 

Autor bajki: Aneta Bilska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *